Mężczyzna szedł plażą,
zastanawiając się nad swoim życiem. Zawsze chciał coś zmienić w świecie, ale
choćby najbardziej się starał, kończyło się to poczuciem daremności. Nagle
usłyszał głośny chrzęst i spojrzał pod nogi. Dokładnie tam, gdzie stał, i tak
daleko, jak mógł sięgnąć wzrokiem w obie strony, leżały setki tysięcy maleńkich
rozgwiazd wyrzuconych na brzeg przez fale oceanu. Mężczyzna szedł dalej,
rozmyślając o widocznym okrucieństwie oceanu. W końcu te rozgwiazdy nie zrobiły nic złego! A jednak przed końcem dnia będą
martwe, bo leżą wyrzucone na brzeg i czekają na śmierć. Po jakimś czasie
mężczyzna natknął się na staruszkę, która stała na brzegu i wrzucała do wody
wyrzucone przez fale rozgwiazdy. Kiedy zapytał ją co robi, powiedziała, że
zawsze coś chciała zmienić w świecie i uznała ten właśnie dzień za dobry
moment, żeby zacząć. Mężczyzna przeniósł wzrok na tysiące rozgwiazd, które
umierały na wybrzeżu i powiedział: „Na każdą rozgwiazdę, którą wrzuca pani do
morza, przypadają trzy wyrzucone na brzeg! Jakim sposobem ma to coś zmienić?”
Kobieta przez chwilę patrzyła z namysłem, po czym podniosła kolejną rozgwiazdę i cisnęła ją do wody. „Dla tej jednej to bardzo wiele zmienia” – odparła i uśmiechnęła się najpiękniejszym uśmiechem, jaki mężczyzna kiedykolwiek widział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz