niedziela, 4 listopada 2012

„Dom nad rozlewiskiem” M. Kalicińskiej c.d.


To historia, którą zna każdy z nas. To historia, do której chce się powracać.
            Czasami los lepiej od nas wie, co powinniśmy zrobić. Bohaterka powieści w wieku, który nazywa się teraz mało twórczym, gdyż świat opanowały młode ambitne wilki (i wilczyce), traci świetną pracę w agencji reklamowej. Jest to dla niej ogromny, psychiczny wstrząs. Próby znalezienia innej pracy kończą się niepowodzeniem. Postanawia odwiedzić matkę mieszkającą na mazurskiej wsi. Straciła z nią kontakt w dzieciństwie. I tam nie tylko odzyska spokój, lecz także zrozumie, na czym polega sens ludzkiego życia. To nie jest baśń ani poradnik, to książka o bardzo prostych, odwiecznych sposobach poszukiwania prawdy o sobie. Miłość jest jej częścią. Kiedy będziesz ją czytać, spadnie ci ciśnienie, puls wróci do normy, a oszalałe ze stresu serce zacznie znowu bić spokojnie. Spróbuj i przejdź do innego lepszego świata. W nim nie ma już żadnego szefa.
            Nikt nie może wziąć urlopu od siebie samego. Dokądkolwiek by wyjechał. Nikt też nie może uciec od samego siebie, gdziekolwiek by uciekł. Ale mamy wybór: zawsze jest dobry czas, by szukać siebie. Najlepiej z dala od konformizmu, snobizmu, hipokryzji i wszystkich takich rzeczy, którymi wartościowi ludzie się brzydzą. O tym jest ta książka.
            „Dom nad rozlewiskiem” to obraz współczesności, stosunków panujących w pracy. Żywe dialogi, wartka akcja, barwny język oraz umiejętność sugestywnego kreślenia nastroju – przykuwają uwagę czytelnika. Udanym zabiegiem jest – uzasadnione fabułą – wplecenie przepisów kulinarnych. Jest to książka o miłości, poszukiwaniu sensu życia, bez abstrakcyjnych dyskusji filozoficznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz