niedziela, 4 listopada 2012



           Zastanawia mnie, dlaczego ludzie nie wierzą w siebie. Przecież jak to się mówi, wiara czyni cuda! Często zamiast stanąć przed lustrem i zwyczajnie uśmiechnąć się do siebie, polegamy na opinii innych. Nasuwa mi się tutaj pewna anegdota o dwóch strażakach wracających z akcji ratunkowej. Pali się dom. Po akcji ratunkowej stoi koło siebie dwóch strażaków. Jeden ma twarz całą w sadzy, drugi natomiast twarz ma czystą. Który z nich pójdzie się umyć? Na pewno nie ten brudny. Pójdzie czysty. A dlaczego? Bo patrząc na drugiego pomyśli: jestem cały w sadzy, tak jak on. A ten z umorusaną twarzą pomyśli: jestem czysty tak, jak mój kolega…
            Gdy obcujemy z drugim człowiekiem, nasze wnętrze przejmuje trochę z wnętrza drugiego. Następuje zamiana ról. Czasem dzieje się tak, że jeden
wysysa z kogoś pozytywną energię, chęć do życia i działania, „oddając” swoje pesymistyczne spojrzenie na świat. To niesprawiedliwe! Można by pomyśleć: przecież mogę się związać z osobą, która jest moim lustrzanym odbiciem. Ale skoro my nie umiemy sami oceniać siebie, często nawet tego unikamy, odwracamy się od swojego lustra, nie chcemy lub boimy się w nie spojrzeć? Ocenę własnej osoby zostawiamy innym. Jeśli jest pozytywna to dobrze. Jesteśmy cali szczęśliwi, dumni z siebie (co potem okazuje się zgubne) i wdzięczni naszym kochanym rodzicom. Jeśli opinia o nas jest negatywna w końcu się z tym godzimy, przyjmujemy z goryczą etykietkę „jestem beznadziejny”. W głębi duszy przeklinamy sami siebie i zrzucamy winę na wspomnianych wyżej rodziców lub Bogu ducha winne geny (a przecież beznadziejność, o ile istnieje, nie jest dziedziczna). Wpatrując się w innych stajemy się podobni do nich… Nawet mówi o tym stare porzekadło o wronach. Jaki z tego wniosek? Pora przestać sugerować się innymi i zacząć żyć własnym życiem. W wielu domach co wieczór świeci telewizor, a przed nim w półkolu siedzi cała rodzinka (bo teraz jest przecież moda na bezstresowe wychowanie, bycie rodzicem trendy, cool i na czasie, rozumiejącymlub stwarzającym przynajmniej pozory swoją pociechę, nawet jeśli ta nosi na sobie dwa kilo metalu i spodnie z krokiem do kolan) i śledzi losy serialowych klanów. Dzięki telewizji mają „okno” na świat i fikcyjnodramatycznomiłosnokatastroficzne perypetie swoich ukochanych bohaterów. Przy tym wszystkim zatraca się pierwotną umiejętność porozumiewania werbalnego i na dokładkę niszczy wzrok. Jedzenie posiłków przy wspólnym stole też często ogranicza się tylko do prozaicznych i jakże sztucznych dialogów o minionym świetnie lub jakże beznadziejnie dniu i zastanawianiem się, a raczej zamartwianiem, bo wg statystyk jesteśmy jednym z najbardziej przygnębionych krajów w Europie, że kolejnej doby nie wykorzystało się należycie. Bo co to za dzień przeleżakowany na kanapie?
            Wielu z nas nie wie, ile radości może sprawić skakanie do kałuży. Oczywiście w grę wchodzą tylko dni deszczowe, czyli w naszym kraju jakieś dziesięć miesięcy (i co się dziwić, że statystycznie co piąty Polak ma depresję lub chociaż poważne problemy z samooceną?). Innym wariantem „kolorującym” nasze życie może też być nawet podskoczenie na środku chodnika trzy razy na jednej nodze. Ileż to daje radości! Człowiekowi od razu robi się lżej i gwarantuję – na pewno na twarzy maluje mu się uśmiech. Po takich bez wątpienia przyjemnych „wyskokach”, nawet jeśli będziemy postrzegani przez przechodniów za dziwnych (bo uśmiechniętych?), oderwiemy się od szarzyzny i zaczniemy wierzyć, że jeszcze stać nas na coś szalonego i na dodatek bez pomocy osób trzecich, chyba że zechcą razem z nami podzielać nasz entuzjazm. Życie od razu stanie się ciekawsze i bardziej kolorowe. Wystarczy tylko uwierzyć w siebie!

BO WOLNOŚĆ JEST W NAS :)

P.S. Odważnych proszę o napisanie, co sądzicie na temat tego tekstu. A może podzielicie się własnymi doświadczeniami? :)


1 komentarz:

  1. B. się zgadzam z tym tekstem. Sama miałam depresję poporodową a wcześniej niską samoocenę. Ktoś kiedyś w dzieciństwie, robił mi złą reklamę, bo mnie nie lubił. Zamknęłam się w sobie bo wkońcu zaczęłam w to wierzyć. Innych też przekonała ta osoba, co w połączeniu z moim podejściem zrobiło mi życiową krzywdę. W zeszłym roku mój świat stanął na głowie. Odbilam się wkońcu od dna! Teraz jest tylko lepiej. Wiem że jestem wartościową osobą i nikt mi już nie wmówi że jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń